środa, 22 czerwca 2016

Wprowadzenie.

Promienie słoneczne leniwie przedostawały się przez grube, zszarzałe firany jej pokoju. Kurz zdawał się krążyć po całym pomieszczeniu, delikatnie i cichutko strzepywany z półek przez niskiego skrzata. Oświetlony przez słońce był na podobieństwo magicznego pyłu, który wcale nie opada na ziemię, lecz powolnie krąży w powietrzu. Zdawałoby się, że nawet dotyka jej porcelanowo-bladych policzków.
- To już koniec - szepcze przez sen.
Czyżby te wąskie usta drgnęły? Poruszyły się tak, jak jeszcze nigdy? Och tak. To był krótki, szczery półuśmiech tak rzadko u niej spotykany. Skrzat zadrżał z niepewności. Obserwował twarz leżącej na łóżku młodej kobiety, nie mogąc oderwać wzroku od tego zjawiska. Gdyby miał taką możliwość, zapewne zechciałby uwiecznić ten widok na czarno-białej fotografii i powiesić sobie nad łóżkiem niczym zwykły szaleniec. Odwrócił jednak z pewną niechęcią głowę, wiedząc, że zbyt długie wpatrywanie w nią mogłoby ją zbudzić. Oj, a tego nasz mały skrzat bardzo by nie chciał. Bardzo. Co tydzień koło godziny piątej nad ranem czyścił jej pokój gdy spała. Sprawiało to, że czuł się wówczas bezpieczny, mogąc spoglądać na nią, kiedy była pogrążona w głębokim śnie, a przy tym całkowicie bezbronna. Ona. Kim właściwie była ta czarownica?
Burza pięknych, czarnych, grubych loków ułożonych na pierzastej poduszce obleczonej białą poszewką. Włosy. Tak, to one ją określały. Niejeden mężczyzna stracił już dla nich głowę. Były ponadto przesiąknięte słodkim, odurzającym zapachem. Pachniały wiosną. Tak, tak. Przypominały zapach kwiatu, którego nazwy nigdy nie mogła zapamiętać, a który kwitnąć zaczynał dopiero na wiosnę. Przyjęło się więc, że po prostu pachniały wiosną. 
Nasz nieduży przyjaciel, skrzat, przesunął się o kilka kroków w stronę łóżka, chcąc w ten sposób dostać się do biblioteczki, co poskutkowało głośnym skrzypnięciem starej, drewnianej podłogi pod jego drobnymi stópkami. Powieka leżącej na łóżku kobiety drgnęła. Nie zbudziła się, choć ten prawie niezauważalny ruch okazał się dla niego niezwykle przeraźliwy. Skrzat wstrzymał ze strachu oddech i zamarł. Dopiero po upływie dwóch, najdłuższych w jego życiu minut poruszył się, chcąc uporać z niewielką warstwą kurzu przy książkach i prędko wydostać z tego okropnego pomieszczenia. Czy się bał? Był przerażony. Ona jako jedyna używała wobec niego zaklęć niewybaczalnych. Słynęła z niewyparzonej gęby i wyjątkowych predyspozycji do czarnej magii już od młodzieńczych lat. Oczywiście wobec rodziców - państwa Black - pozostawała nadal tą samą, ukochaną córką, lecz w głębi.. Nasz mały przyjaciel wyczuwał w niej paskudne, potężne moce, które gdy tylko znajdzie się taka sposobność wypełzną ze środka, unieszczęśliwiając wszystkich dookoła. 
Zamykając za sobą drzwi od pokoju, cichutko przekręcił gałkę i utkwił swe spojrzenie na namalowanej czarną farbą, tłustej literze B. 
Bellatrix.
A cóż to imię mogło znaczyć dla całego wszechświata?
Wszystko.. I nic.