Promienie słoneczne leniwie przedostawały się przez grube, zszarzałe firany jej pokoju. Kurz zdawał się krążyć po całym pomieszczeniu, delikatnie i cichutko strzepywany z półek przez niskiego skrzata. Oświetlony przez słońce był na podobieństwo magicznego pyłu, który wcale nie opada na ziemię, lecz powolnie krąży w powietrzu. Zdawałoby się, że nawet dotyka jej porcelanowo-bladych policzków.
- To już koniec - szepcze przez sen.
Czyżby te wąskie usta drgnęły? Poruszyły się tak, jak jeszcze nigdy? Och tak. To był krótki, szczery półuśmiech tak rzadko u niej spotykany. Skrzat zadrżał z niepewności. Obserwował twarz leżącej na łóżku młodej kobiety, nie mogąc oderwać wzroku od tego zjawiska. Gdyby miał taką możliwość, zapewne zechciałby uwiecznić ten widok na czarno-białej fotografii i powiesić sobie nad łóżkiem niczym zwykły szaleniec. Odwrócił jednak z pewną niechęcią głowę, wiedząc, że zbyt długie wpatrywanie w nią mogłoby ją zbudzić. Oj, a tego nasz mały skrzat bardzo by nie chciał. Bardzo. Co tydzień koło godziny piątej nad ranem czyścił jej pokój gdy spała. Sprawiało to, że czuł się wówczas bezpieczny, mogąc spoglądać na nią, kiedy była pogrążona w głębokim śnie, a przy tym całkowicie bezbronna. Ona. Kim właściwie była ta czarownica?
Burza pięknych, czarnych, grubych loków ułożonych na pierzastej poduszce obleczonej białą poszewką. Włosy. Tak, to one ją określały. Niejeden mężczyzna stracił już dla nich głowę. Były ponadto przesiąknięte słodkim, odurzającym zapachem. Pachniały wiosną. Tak, tak. Przypominały zapach kwiatu, którego nazwy nigdy nie mogła zapamiętać, a który kwitnąć zaczynał dopiero na wiosnę. Przyjęło się więc, że po prostu pachniały wiosną.
Nasz nieduży przyjaciel, skrzat, przesunął się o kilka kroków w stronę łóżka, chcąc w ten sposób dostać się do biblioteczki, co poskutkowało głośnym skrzypnięciem starej, drewnianej podłogi pod jego drobnymi stópkami. Powieka leżącej na łóżku kobiety drgnęła. Nie zbudziła się, choć ten prawie niezauważalny ruch okazał się dla niego niezwykle przeraźliwy. Skrzat wstrzymał ze strachu oddech i zamarł. Dopiero po upływie dwóch, najdłuższych w jego życiu minut poruszył się, chcąc uporać z niewielką warstwą kurzu przy książkach i prędko wydostać z tego okropnego pomieszczenia. Czy się bał? Był przerażony. Ona jako jedyna używała wobec niego zaklęć niewybaczalnych. Słynęła z niewyparzonej gęby i wyjątkowych predyspozycji do czarnej magii już od młodzieńczych lat. Oczywiście wobec rodziców - państwa Black - pozostawała nadal tą samą, ukochaną córką, lecz w głębi.. Nasz mały przyjaciel wyczuwał w niej paskudne, potężne moce, które gdy tylko znajdzie się taka sposobność wypełzną ze środka, unieszczęśliwiając wszystkich dookoła.
Zamykając za sobą drzwi od pokoju, cichutko przekręcił gałkę i utkwił swe spojrzenie na namalowanej czarną farbą, tłustej literze B.
Bellatrix.
A cóż to imię mogło znaczyć dla całego wszechświata?
Wszystko.. I nic.
No cześć, serdelku. Jestem dumna, bo mój komentarz będzie pierwszy. Ot co, rozpiera mnie duma, nawet jeśli śmiem nazywać się Gemmą Arterton, równie dumną co obezwładniające mnie uczucie. Tą samą, która do Belli wiąże uczucia nienawiści tak mocnej, która mogłaby wypalić dziury w skórze, zostawiając za sobą jątrzące się ślady. Ale to nie historia, to nie realia, a jedynie nasza wyobraźnia, prawda?
OdpowiedzUsuńNajważniejsze są emocje.
Dlatego zrobię ci na nie większego "smaka" i pozwolę sobie zwrócić ci trochę uwagę, bo zawsze to robię. Damn.
Mam tylko cztery zastrzeżenia i nic więcej. To nie jest dużo. Rzecz jasna co do tekstu, bo estetyką zajmiemy się za chwilę.
"Obserwował twarz leżącej na łóżku młodej kobiety (...)" Proszę mi tam przecinka nie wstawiać! Tak jest git majonez!
"Odwrócił jednak z pewną niechęcią głowę, //tu przecinek możesz zostawić, choć często zastanawiam się, czy jak sama tak piszę, to jest źle czy dobrze// wiedząc, że zbyt długie wpatrywanie się mogłoby ją zbudzić." Wpatrywanie się. Samo wpatrywanie jest po prostu czynnością wpisaną w to, co się dzieje. Ale on wpatrywał się w nią, musisz to zaznaczyć.
"Oczywiście wobec rodziców - państwa Black - pozostawała nadal (...)" Po "oczywiście" usunęłabym przecinek, tak wygląda lepiej i brzmi lepiej. A co do myślników - wtrącenie jest konieczne jak bum cyk cyk. Skoro dałaś myślnik, dzięki któremu wtrąciłaś myśl, dobrze by było go również powielić, aby to wtrącenie zamknąć, right?
"Nasz mały przyjaciel wyczuwał w niej paskudne, potężne moce, które - gdy tylko znajdzie się taka sposobność - wypełzną ze środka (...)" Tu też zastosowałabym taki myśl z wtrąceniem myśli przez myślniki. Ot co. Estetyka to podstawa.
A skoro mowa o estetyce. Bardzo podoba mi się twój szablon! I, yaaaaay, Twój Voldzio ma NOOOOOS! XD So this is how the nose looks like on Voldemort. xD
Ale chciałabym się lekko doczepić do ułożenia tekstu. Nie wiem jak ci pasuje, ale pisanie wyśrodkowanym tekstem troszeczkę mnie osobiście razi. Gdybyś używała zwykłego sposobu zapisu z wyrównaniem, byłoby o wiele lepiej. Z resztą zaraz podrzucę ci linka do mojego bloga i sama zobaczysz o czym mówię. Oczywiście nie musisz tego robić, tak jak mnie do tego wręcz przyciskano, ale tak wspominam, gdyby coś. (Psyt, jakbyś potem chciała opanować akapity, aby ładnie wyglądały, to mogę ci pomóc z kodem HTML.)
Tak wszystko jest cudnie. I teraz przejdę do emocji.
A wstrząsnęły mnie one dogłębnie tak bardzo, że aż żołądek zaśpiewał mi "She's got balls" i zamerdał plastikową gitarką elektryczną jak Angus Young.
Podobało mi się przedstawienie Belli, choć było ono lakoniczne i bardzo skupione na samych odczuciach skrzata. Dlaczego mam wrażenie, że zaraz go uśmiercisz, albo odegra on bardzo ważną rolę w całym opowiadaniu? Cholera, budzisz napięcie.
Osobiście nie znoszę Belli. Zabiła mojego MĘŻA, nie wybaczę jej tego i niech ją cholera weźmie w odmęty czeluści nieodgadnionej! Nie mniej jednak jak widzisz, łamię dla ciebie wszelkie swoje zasady i stereotypy. Czuj się zaszczycona, cukiereczku, bo mało kto może się poszczycić właśnie takim zaszczytem, muhahah!
Czekam na kolejne rozdziały, bo w sumie nie wiem co mam ci dalej napisać, ale mam nadzieję, że taki wstępny komentarz cię zadowoli. Słynę z tego, że lubię długie komentarze otrzymywać i pisać innym więc spodziewaj się po każdym rozdziale właśnie takiej mojej chorej, jadowicie słodkiej jak gofry belgijskie z truskawkami, paplaniny.
Całuję cię gorąco, cukiereczku i życzę potopu weny.
Gemma vel. Pączuś vel. Marmolada vel. Konfitura.
Błędy zostały poprawione!
UsuńDziękuję, kochanieńka.
O, a że zapomniałam rzecz jasna o rzeczy najważniejszej, oznajmiam, że dodaję cię do swojego narzędzia śledzącego i zbioru blogów, które polecam!
OdpowiedzUsuńNo i zapraszam do siebie, rzecz jasna.
A nuż zachowam się jak cham więc proszę, wybacz mi tą chamską reklamę. xD
http://story-of-gemma-arterton.blogspot.com/
Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis...
OdpowiedzUsuńM.
Nad wyraz interesujące. Zapowiada się wspaniała powieść o młodej Lestrange. Ciekawe, na prawdę bardzo ciekawe. Masz lekkość pióra. Nie zmarnuj talentu.
OdpowiedzUsuńCornelius Octavius Lestrange.